Północna Norwegia jest dobrym miejscem, jeśli planujemy zobaczyć zorzę polarną. Aby jednak mieć jak największe szanse trzeba pamiętać czym jest zorza i kiedy najlepiej ją oglądać.
Zorza jest zjawiskiem atmosferycznym związanym z aktywnością naszej rodzimej gwiazdy – Słońca. W trakcie rozbłysków słonecznych emitowane są strumienie cząsteczek nazywane wiatrem słonecznym. Ziemskie pole magnetyczne odchyla wiatr słoneczny, który kierowany jest w stronę magnetycznych biegunów ziemi, a następnie wzbudza on cząsteczki znajdujące się w ziemskiej atmosferze. Daje to efekt w postaci zorzy polarnej.
Zorza generalnie ma szansę wystąpić przez cały rok, niemniej w okolicach podbiegunowych w trakcie lata, gdy dni są bardzo długie, zobaczenie jej może graniczyć z cudem – jest zbyt jasno. Aby mieć szanse nacieszyć się zjawiskiem warto więc jechać w okresie gdy noce są znacznie dłuższe, a niebo w nocy czarne. Przyjmuje się, że najlepszym okresem jest czas pomiędzy równonocą jesienną (21 września) a wiosenną (21 marca). W moim przypadku plan prezentował się następująco:
Cel podróży: Nordkapp/Honningsvåg
Okres podróży: 5 dni (28.10 – 01.11)
Plan:
Dzień 1 – podróż do Tromsø (samolotem Gdańsk – Oslo – Tromsø)
Dzień 2 – podróż do Honningsvåg (samochodem)
Dzień 3 – Nordkapp
Dzień 4 – powrót do Tromsø
Dzień 5 – powrót do Polski
Przybliżone koszty podróży postaram się podać na samym końcu jednak z racji ograniczonych prognoz aktywności słonecznej decyzja o dokładnym terminie wyjazdu zapadała na kilka dni przed wyprawą, stąd ceny np. biletów lotniczych po stronie norweskiej okazały się mało atrakcyjne. Zasięg widzialności zorzy polarnej podaje się wykorzystując indeks KP0 – KP9, gdzie KP0 oznacza praktycznie brak zorzy, a KP9 to burza magnetyczna widziana nawet w południowej Europie. Pierwotnie planowałem wyprawę tydzień później jednak prognozy aktywności słonecznej przed wyjazdem jasno sugerowały, że tydzień później nie będzie już po co jechać.
Dzień 1
Wcześnie rano wylot z Gdańska do Oslo (Torp) liniami WizzAir.
W Oslo (Gardermoen) czekała mnie przesiadka na samolot do Tromsø. Niemniej oba porty lotnicze dzieli ok 150 km odległości. Na szczęście z pomocą przyszły koleje norweskie NSB. Z lotniska Torp należy darmowym busem udać się nieopodal na stację NSB. Bus odjeżdża co jakiś czas z głównego parkingu przed lotniskiem. Bilety na kolej zamówiłem i opłaciłem wcześniej przez internet. Jednak pomimo otrzymanego e-mailem zapewnienia, że bilet będzie można wydrukować na stacji okazało się, że nie jest to możliwe. Sama stacja kolejowa jest bezobsługowa i nie ma tam niczego poza wiatą dla pasażerów. Niemniej z pomocą przyszedł konduktor pociągu, który po numerze rezerwacji był w stanie wydrukować bilet. Pociąg dojeżdża bezpośrednio na lotnisko i już po ok 2 godzinach byłem na Oslo (Gardermoen). Z Oslo liniami Norwegian doleciałem do Tromsø.
W Tromsø na lotnisku skorzystałem z wypożyczalni samochodów Hertz. Do rezerwacji samochodu wymagana jest karta kredytowa. Miałem wcześniej zarezerwowany samochód klasy B (Peugeot 208), niemniej po krótkiej i miłej rozmowie na temat tego gdzie się udaję dostałem w tej samej cenie SUV’a Suzuki Vitarę wyposażonego w opony z kolcami. Nie ukrywam, że opony z kolcami to podstawa. Wprawdzie o tej porze nie było jeszcze zasp śnieżnych a temperatury w większości przypadków były na plusie. Jednak jadąc na północ trafiały się mniej lub bardziej oblodzone fragmenty dróg, a auto trzymało się cały czas bez zastrzeżeń. Polecam również zaopatrzyć się w aplikację do nawigacji, która może działać offline np. Sygic. Warto też po ustawieniu trasy pobieżnie ją przejrzeć, gdyż pierwsza część trasy z lotniska do miasta wiedzie tunelami i nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że w tunelach są krzyżówki w postaci rond. Można się więc zdziwić, gdy zgubimy sygnał GPS. Tromsø jest w głównej części położone na wyspie, dlatego jest tam problem z parkingami na powierzchni. Niemniej pod większą częścią miasta są tunele, w których wyznaczone zostały płatne strefy parkingowe. W hotelu otrzymałem plan miasta z zaznaczonymi atrakcjami oraz najlepszymi miejscami do obserwacji zorzy. Na tą noc przewidywana aktywność słońca i zasięg widoczności był niewielki w okolicach KP2 niemniej z racji tego, że była ładna pogoda postanowiłem spróbować. Pierwszy wybór padł na punkt na południu miasta, jest to cypel wyspy z wysuniętym pomostem. Niestety bliskość ulicznych latarni oraz niewielka aktywność uniemożliwiły oglądanie czegokolwiek. Pojechałem jeszcze do punktu drugiego – park bardziej na północ w środkowej części wyspy. Tutaj było lepiej, miejsce o wiele bardziej ciemne i udało się zaobserwować pierwsze fragmenty zorzy. Nie były one imponujące, ale widoczne były w postaci bardzo delikatnych zielonych smug.
Dzień 2
Z samego rana wyruszyłem na północ w kierunku Honningsvåg – największego miasteczka leżącego na wyspie Magerøya. Do wyboru są 2 główne trasy – z dwiema przeprawami promowymi (ok. 510 km) lub lądowa (ok. 600 km). Wybrałem trasę lądową.
Sama podróż trwała ok 11 godzin. Dłużej niż się spodziewałem, jednak częste postoje ze względu na naprawdę niesamowite widoki po drodze nie przyspieszyły sprawy. Dodatkowo należy pamiętać o ograniczeniach prędkości panujących w Norwegii (poza terenem zabudowanym 80 km/h) i bardzo wysokich mandatach za ich przekraczanie. Sama trasa jest podobna do naszych dróg krajowych, tych z dobrą nawierzchnią. Niemniej zapadający o tej porze roku dość szybko zmrok również zachęca do ostrożnej jazdy.
Ostatni etap trasy przeprawa ze stałego lądu na wyspę Magerøya wiedzie długim podmorskim tunelem, który w trakcie gdy tam byłem był bezpłatny. Do Honningsvåg dotarłem ok 21:30 i zatrzymałem się w hostelu (Nordkapp Vandrerhjem Hostel) prowadzonym przez jak się okazało fantastyczną polską obsługę. Pod koniec trasy zaczęło padać, więc tej nocy nie było szansy na zobaczenie zorzy polarnej.
Dzień 3
Po śniadaniu rozejrzałem się po miasteczku. Jest ono skupione wokół portu i ma nawet swoje małe lotnisko, jak wiele miasteczek w Norwegii. Do portu często przypływają duże promy przywożące turystów na jednodniowe wycieczki oraz pracowników lokalnych zakładów. Z racji tego, że akurat była niedziela wszystko w miasteczku było pozamykane, poza barami i restauracjami, które otwierały się po południu. Główną atrakcją wyspy poza widokami jest oczywiście Nordkapp – Przylądek Północny, który błędnie uważany jest za najdalej wysuniętą na północ część Europy. W rzeczywistości nieco dalej wysunięty jest przylądek Knivskjellodden znajdujący się 4km dalej i jest doskonale widoczny z Nordkapp. Podróż z Honningsvåg do Norkapp trwa ok 40 minut (30 km). Sam krajobraz wyspy jest bardzo surowy i piękny.
Spodziewałem się widoku reniferów, niestety jak mnie poinformowano renifery na wyspę przywożone są jedynie w sezonach letnich na barce. Nordkapp jest głównie atrakcją samą w sobie, ciekawym punktem do odwiedzenia. Poza widokami, kilkoma rzeźbami, muzeum, w którym jest też sklep z pamiątkami i świadomością, że dotarło się do szerokości 71°10′21″N nie ma dużo więcej do zaoferowania.
Po powrocie do Honningsvåg należało już tylko poczekać aż się zacznie ściemniać. Pogoda tego dnia była dobra, niebo przejrzyste a prognozy zapowiadały aktywność słoneczną na poziomie KP3/KP4. O 23:00 wyruszyłem więc samochodem ok. 4-5 km za miasto tak, aby jego światła nie przeszkadzały w obserwacji. Jechałem tą samą trasą, która prowadzi na Nordkapp. Na trasie rozlokowanych jest wiele zatoczek widokowych. Zatrzymałem się w jednej z nich i mogłem spokojnie podziwiać zjawiska malujące się na niebie. Cały spektakl trwał ok 1,5 godziny. W tym czasie na przemian zorza rozbłyskała jaśniejszym światłem i wyciszała się. Pojawiała się raz z jednej, raz z drugiej strony. Ze względu na sprzęt, moje słabe umiejętności fotograficzne, wymagany bardzo długi czas naświetlania oraz brak statywu, za który roboczo robiła karoseria samochodu, większość zdjęć nie wyszła tak jak powinna.
Niemniej obserwacja była jak najbardziej udana. Cel został osiągnięty.
Dzień 4
Dzień powrotu do Tromsø. Trasa dokładnie w odwrotnym kierunku niż dnia drugiego. Przynajmniej teraz ta część, którą wtedy pokonywałem nocą, pokonywana była za dnia – miałem czas, aby podziwiać niesamowite krajobrazy po drodze. Ruch na trasie poza większymi miejscowościami nie należy do intensywnych. Czasem przez kilka kilometrów nie spotyka się innego samochodu.
Pierwotnie planowałem przejechać trasę z przeprawą promową niemniej po dojechaniu na miejsce okazało się, że prom właśnie odpłynął i trzeba będzie długo poczekać na następny. Skorzystałem znów z lądowej opcji.
Gdy byłem ok 150km od celu rozpadało się i padało przez resztę wieczoru. Nie wychodziłem nawet tej nocy.
Dzień 5
Ostatni dzień i jednocześnie dzień wylotu w trasę powrotną. Przed wylotem udało mi się jeszcze pospacerować po samym mieście. Jest kilka ciekawych miejsc do zobaczenia. Z atrakcji widokowych mogę polecić Fjellheisen, czyli kolejkę linowej na Storsteinen na zboczu góry Fløya. Wydaje się, że to tylko 420m wyżej, a jednak krajobraz jest zupełnie inny. O tej porze roku wita nas już całkiem gruba pokrywa śniegu i piękny widok na całą wyspę, na której leży Tromsø.
Powrót samolotem w kolejności dokładnie odwrotnej.
Koszty
Poniższe koszty podaje w zaokrągleniu:
Trasa WizzAir Gdańsk – Oslo – Gdańsk – 400zł
Trasa Norwegian Oslo – Tromsø – Oslo – 1200zł
Trasa NSB Oslo (Torp) – Oslo (Gardermoen) – Oslo (Torp) – 220zł
wypożyczenie samochodu na 4 pełne doby wraz z dodatkowym ubezpieczeniem – 600zł
hotele/hostele – 700zł
Do tego dochodzą koszty paliwa i wyżywienia. Nie ma co ukrywać – w Norwegii jest drogo. Wszystko jest znacznie droższe niż u nas. Koszty wyżywienia w restauracjach potrafią przysporzyć o zawrót głowy. Chcąc zjeść w miarę normalny obiad w restauracji trzeba liczyć na wydatek ok 80-90 zł/os. W przeliczeniu nawet hot-dogi czy kawa na stacji benzynowej jest średnio dwukrotnie droższa niż u nas.
Co warto zabrać
Dokumenty – dowód osobisty (paszport nie jest konieczny), z polskim prawem jazdy problemów nie było.
Kartę płatniczą – czasem trafia się na zautomatyzowane parkingi, stacje benzynowe, czy nawet ubikacje gdzie nie ma możliwości zapłacenia gotówką.
O tej porze na pewno jakąś cieplejszą bluzę/kurtkę do ubrania.
Jeśli chce się obniżyć koszty to można zabrać ze sobą racje żywnościowe.
Jeśli planujecie robić zdjęcia zorzy to koniecznie statyw – jakikolwiek, choćby mały i podręczny.
Przydatne aplikacje
– Sygic (Android) – mapy GPS offline, radził sobie bez zarzutu, wersja premium jest darmowa przez 7 dni
– My Aurora Forecast (Android) – przydała się do oceny aktywności słonecznej (indeksu KP) i oszacowaniu szans na zobaczenie zorzy w miejscu, w którym się znajdujemy
– Booking.com (Android) – pozwala na bieżąco rezerwować hotele
Przydatne strony
Spaceweatherlive.com – aktywność zorzowa
Podsumowanie
Wyprawa dosyć spontaniczna i bez dłuższego planowania. Byłem również ograniczony czasowo. Niemniej z perspektywy zrealizowanego celu była tego warta i jeśli będę miał możliwość to jeszcze pojadę „zapolować” na zorzę polarną. Może w innym kraju, może w innym czasie i z lepiej zaplanowanym grafikiem, niemniej zorza jest zdecydowanie warta zobaczenia.